Pora udzielić odpowiedzi na nie dające nam spokoju, tlące się i kołatające nieustannie w naszej głowie, jako już tyle razy wspomniane, a jeszcze nigdy nie wytłumaczone, pytanie o myślenie obrazem.
Tym sposobem wprowadzamy na salony nikogo innego, jak samego Gastona Bachelarda. Filozofa z krwi i kości, rodem z końcówki XIX i początku XX wiecznej Francji, mającego i rozum, i serce, długą białą brodę i wieczny głód ontologiczny.
W przepastnym dziele naszego filozofa, z jednej strony pisanego z pozycji naukowej, z drugiej poetyckiej, tu i ówdzie, z zaskoczenia, ale i z wyczekiwania, pojawia się piękny termin 'obraz'. I jest on negowany, źle nazywany, eliminowany, i jest wychwalany, i ubóstwiany. Obraz ten nosi wiele przydomków: przeszkoda epistemologiczna, zator na drodze do pojęcia naukowego, element natury, materia, archetyp, słowo, metafora, poezja. Raz łączy się z percepcją i pamięcią, innym razem przekracza faktyczność. Dzieje się i przetwarza przez wiele cogito, to śniące, to myślące, to marzące. Nie za wiele ma wspólnego z wizualizacją, już trochę więcej cech wspólnych odnajdzie z dźwiękiem. Jego echa pobrzmiewają.
Czym jest więc ten obraz? Obraz to matryca, zakorzeniona w podmiocie, potrzebująca materii jednego z czterech elementów natury i mocy wyobraźni twórczej, by zaistnieć, by obdarzyć nas bytem słowa. Obraz to prawdziwy dawca bytu.
Powtórzmy za Bachelardem, głośno i wyraźnie, chórem, z rezonansem, by zabrzmiało:
" By jeść pić i czytać, trzeba najpierw porządnego pragnienia. Dlatego codziennie rano, przed piętrzącymi się na stole książkami, wznoszę do boga lektury modlitwę żarłocznego czytelnika: Głodu naszego powszedniego daj nam dzisiaj...".
zdjęcie ze strony: www.gastonbachelard.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz